Na wzgórzu w Brzeźnie

Na wzgórzu w Brzeźnie pałac stoi.
Służba pałacu dwoi się, troi.
Dziś służącymi rodzice, dzieci.
A z nieba śnieżek wciąż leci, leci…
Pokryte puchem już dachy, pola,
Drzewa jak z baśni…

Lecz cóż to? Hola!
Już jadą goście, Dziatkowie mili,
i Bliscy, którzy proszeni byli.
Witamy z serca i zapraszamy!
Zaraz teatrzyk rozpoczynamy:

Wilk straszny małą Cecylię goni,
Patrycja w mieście łzę nad nią roni.
Kinga bramę otwiera szczęśliwie,
cała Cecylia, lecz myśli płaczliwie:
Kto uratuje mieszkańców biednych,
Myślami groźnego wilka przejętych?

Przyjeżdża do miasta Franciszek święty.
Tragedią drogich mieszkańców tknięty,
Wilka nawrócić samotnie zamierza,
Zamiaru dopełnia, gdy dzień się zbliża.

Słoneczkiem dzień pokazuje Klara,
Tak kończy się dla mieszkańców kara!
Teraz ukłon dzieci wykonują,
Dziadkowie wzruszeni – wiwatują.

Muzycy do tańca przygrywają,
Tańczący za pierwszą parą zdążają,
Bo właśnie poloneza tańczymy,
Przy nim „Biegnę z rana…” cicho nucimy.

Teraz kolędować zaczynamy
– jakie tempo! Nie zawsze nadążamy.

Och, już czas! Wzmocnić się potrzebujemy,
Więc się łakociami ze stołu częstujemy.
(A najbardziej gościom smakowały
– dania, które Babcie przygotowały).

Tyle mamy sobie do powiedzenia…
Wszak dzieci namawiają do wychodzenia,
Bo na dworze… pokryte pola śniegiem,
Więc kto tylko zdrów, to dalej, biegiem
Z górki i pod górkę razy wiele
– lecz na siedemnastą mamy być w kościele.

„To jeszcze tylko bałwana – prosimy!”
Jakże my takie spotkania lubimy!